Lena - historia adopcji

Lena
Sara i ja
Pogrążona w bezdennej rozpaczy (nie jest to hiperbola) przeszukuję Internet z głupią nadzieją odnalezienia tam mojej Sary, suni, która odeszła w minione Boże Narodzenie. Jakże to dziecinne myśleć, że w tej otchłani zer i jedynek znajdę tę duszę, która umknęła mi tu na ziemi. Przeglądam zdjęcia tych wszystkich stworzeń boskich, czekających na dom i łzy jak groch kapią na klawiaturę. Nagle wśród Burków i Atosów dostrzegam to głębokie spojrzenie brązowych oczu, moje serce staje. Rozum krzyczy – to nie ona! Klikam. Czarna, roczna sunia, mieszaniec ras myśliwskich, znaleziona w lesie. Znów jest rok 2010, a ja znajduję i zabieram do domu Sarę. Dzwonię. Ogłoszenie nieaktualne, ale pani po drugiej stronie nie daje za wygraną: "Mamy inne cudne sunie, o podobnym charakterze. Podeślę zdjęcia." Skąd może wiedzieć, że ja straciłam, szukałam, znalazłam i znów straciłam. Zgadzam się. Oglądam obrazki i robi mi się głupio, czuję się jak na targu. Którą wybrać? Nie wypada wybrzydzać, decyduję się na pierwszą. Za klika dni sunia ma być już z nami.

Okazało się, że trafiłam na portal gdzie schroniska i fundacje z Polski dodają ogłoszenia o zwierzętach do adopcji. Sunia przyjechała do nas ze schroniska w województwie świętokrzyskim, jak mnie poinformowano, regularnie bywają we Wrocławiu i rozwożą zwierzaki po nowych domach. Zastanawiam się, skąd tak duży popyt? Nowa moda? Oby trwała jak najdłużej. A może to już zmiana myślenia całego obecnego i przyszłych pokoleń? Czyżby te wszystkie lata kampanii społecznościowych, pracy fundacji na rzecz zwierząt a nawet akcji celebrytów przyniosły rezultaty?
Lena, kolejna próba wejścia na piętro.

Miało być o Lenie. Lena, gdy do nas dotarła była małym, zlęknionym jagniątkiem, które umykało przed wszystkimi i wszystkim. Zaczęła się nasza wspólna praca nad zaufaniem. Po miesiącu, to był już inny pies, odważny, żywiołowy i towarzyski. Nawet weterynarzy zdziwiła jej szybka przemiana. Wierzę, że to bardziej zrzucenie skóry jagnięcia. Jej charakter był taki zawsze, jedynie stłumiony przez strach i niepewność.

Potrzeba jednak czasu, żeby narodziło się przywiązanie i rytuały. Razem z mężem pokazujemy Lenie Wrocław, jak kiedyś Sarze. Każdy park i ulica są dla niej nowym światem i dla nas na swój sposób też. Coś bardzo głęboko w piersi uwiera mnie, gdy myślę, że jest tyle miejsc, których nie zobaczę już z Sarą. Razem z Sarą odszedł Tamten Wrocław, został mi tylko Ten.
Sara 

Marysia Kowalska

Komentarze

  1. Podziwiam za odwagę, jeśli chodzi o wybór psiaka na odległość. Ja chodziłam po schronisku i obserwowałam zachowanie zwierzaków w boksach, a potem wybranego psiaka brałam na spacer. Inaczej zachowywały się w klatce, a inaczej potem na wybiegu. Były takie, co w klatce były przymilne, a na spacerze zero chemii między nami (bardzo szukałam wzajemnej miłości od pierwszego wejrzenia). Zaś moja czarnula to w sumie i w boksie i na spacerze była jednym wielkim strachem. Mieliśmy ogromne obawy, czy się otworzy, ale już po kilku godzinach w naszym domu była zupełnie innym psiakiem. Cieszę się, że Lena jest z Wami i że udało się jej otworzyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pewnie dlatego, że dowodzenie przejęły emocje. Gdybym za długo się zastanawiała, nic by z tego nie wyszło. No i pojawiło się we mnie jakieś takie dziwne przeświadczenie, że muszę to zrobić. Z pierwszą sunią też tak było, zabraliśmy ją po drodze z wakacji, też w ciemno. Wasza sunia wyczuła dobrych ludzi :) Uściski dla czarnuli!

      Usuń

Prześlij komentarz