Złoty żyrandol, niebieska sofa i stary bufet

salon, sofa

Mój pierwszy wpis, na pierwszym "poważnym" blogu. O czy powinnam napisać? Co Wam pokazać na początku? Pomyślałam, że zaproszę Was do mojego azylu - domu, za drzwiami którego zostawiam cały stres i złą energię. Do tego właśnie miejsca Was dziś zabieram, a dokładniej do salonu, gdzie, w towarzystwie męża i psa, spędzam najwięcej czasu.

Duży pokój zwany salonem

2015 r.
Nasze pierwsze meble do tego pomieszczenia były zbieraniną przedmiotów niechcianych, zdekompletowanych, posagowych bądź już wcześniej posiadanych. Bardzo powoli dokonywaliśmy zmian. Na początku była biel, ciemna witryna i kredens, zielona sofa i odnowione krzesła "ze śmietnika". Na tym etapie, zmęczona kolorami w poprzednim mieszkaniu, wszystko chciałam mieć białe. Od ścian po kanapę. Niestety sofa była groszkowa, zbyt groszkowa jak na mój gust, więc ukrywałam ją pod narzutą. Oczywiście białą. Gdy już świadomie kompletowaliśmy meble (mając na uwadze  niewielkie gabaryty salonu, który musiał pomieścić też jadalnię, schody na poddasze oraz kominek) zrobiliśmy to tak, by optycznie powiększyć przestrzeń. 
salon
stół, krzesła
Kierowaliśmy się kilkoma zasadami – wybraliśmy meble:
- niskie, nie blokują przepływu światła (zamiast wysokiej witryny - kredens/bufet),
- zgrabne, delikatne (np. sofa na cienkich nóżkach w stylu lat 60., fotel bez podłokietników),
- jeśli tylko to możliwe ażurowe bądź ze szklanymi blatami,
- w większości w jasnych kolorach,
- większe meble ustawiliśmy na dłuższej ścianie.
złota lampa
Zastanawiać może nasz wybór gigantycznej lampy wiszącej. Czy nie pomniejsza przestrzeni? Przede wszystkim klosze są szklane, złoto pięknie odbija światło, a jej umiejscowienie na środku pomieszczenia nie "obciąża" żadnej części pokoju. Przy tak lekkich meblach mogliśmy pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa.
niebieska sofa
Gwiazdą salonu jest bufet z początku lat 60. Dostałam go od dziadków, od czasu zakupu nie był odnawiany i całe szczęście. Miałam zakusy, by go podrasować. Zanim jednak zabiorę się za przeróbkę mebla lubię pomieszkać z nim jakiś czas w wersji niezmienionej. Gdybym go wtedy odświeżyła, dziś bardzo bym tego żałowała. Jeśli kiedyś zdecyduję się na jego odrestaurowanie oddam go w ręce specjalistów, bo potrzeba tu czegoś więcej niż wałka i puszki farby.

Niedługo zrobię post o złudzeniach optycznych, które "powiększają" wnętrze. Opiszę, które triki sprawdziły się przy urządzaniu mojego małego domu. 

Marysia Kowalska

Komentarze